W pełni udana zasiadka.
Łowisko Sazan 6-8.11.2014
Muszę przyznać, iż jedna z ostatnich zasiadek na Sazanie pozostanie na długo w mojej pamięci, chociażby tylko dlatego że opisując ją tutaj , zawsze łatwiej mi będzie przypomnieć sobie te piękne chwile. Ale zacznijmy od początku. To był wtorek, kiedy przed snem wpatrując się w niebo zauważyłem prawie pełny księżyc. I pomyślałem sobie wtedy jeszcze dzień góra dwa i będzie stuprocentowy miesiączek.
Gdzie ciągnie wilka w pełni - na Sazan.
Więc jeszcze przed zaśnięciem, idę szybko „zamoczyć ziarno”. Gdyż wbrew statystyką , moje zapiski prowadzone od czterech lat na Sazanie mówią jedno ..90% brań karpi
W firmie raczej nie mam problemu z urlopem, więc planuję wolny piątek. W środę wieczorem wrzucam graty do auta , aby w czwartek móc prosto po pracy jak najszybciej dostać się na łowisko, na którym panuje odwieczne prawo „kto pierwszy ten lepszy”. A że mamy już listopad to zależy mi na stanowiskach na głębokiej wodzie. Na zbiornik wjeżdżam od południowo-wschodniej strony, jadąc wzdłuż łowiska widzę że na Sazanie nie ma żywej duszy, zresztą mam farta jedynka również jest wolna . Czyżby zapowiadane załamanie pogody zrobiło swoje. Szybki wgląd na wodę i zanim wskoczę do wędkarskiego uniformu szukam odpowiednich kamieni, rozkładam tripod, wędki, itd.
Wiedząc, że po przyjeździe będę miał tylko godzinkę do zmroku, to już wcześniej przygotowałem sobie w osobnych pojemnikach zestawy z zadipowanymi kulkami i zanętą.
Pierwsza wywózka na słodko, do łódki trafia zróżnicowany pod względem smaku i wielkości pelet, mix ziaren, oraz kulki własnej roboty B1-rol tropik, są to kulki mrożone, o nieregularnym kształcie, bez konserwantów, które w tym wypadku są również przynętą , a konkretnie bałwanek z tych kulek.
Druga wywózka na śmierdząco i na włos również bałwanek tym razem A1-rol o tuńczykowej nucie. Obie wywózki kładę dokładnie w miejscach, które obławiałem na ostatniej zasiadce, a ułatwiły to markery pozostawione na plecionkach, których nigdy nie ściągam po udanych połowach, a nóż uda mi się zasiąść na tym samym miejscu.
Teraz szybko uniform, namiot i obiadokolacja, którą przerywa mi syrena z zestawem B1-rol . Po łatwym i krótkim holu tropik daje mi
Wywożę zestaw, odgrzewam posiłek i co… szybko pokrętło butli na 0, bo hanger z zestawem A1-rol jedzie gwałtownie w dół, szybka reakcja, nie czekam na odjazd, podnoszę kij i tak jak za pierwszym razem karp praktycznie bez walki trafia w linii prostej do podbieraka. Szybkie ważenie i jest kolejna dwucyfrówka – gładkie 10 i pół kilograma.
Całą noc spędzam w śpiworze bez piii… na centralce, zresztą podobnie było w nocy przez dwie ostatnie zasiadki. Tylko liczne i głośne spławy ryb dochodzą do mnie z oddali.
Rankiem budzi mnie melodia z telefonu „jada na ryby…może baba na mnie ryczeć” itd. Bo taką muzę mam nastawioną kiedy dzwoni do mnie szwagier i pyta – jak tam sytuacja na froncie po nocce, bo akurat jest w drodze na łowisko i ma zamiar trochę pobłyskować przed pracą. Grzecznie odpowiadam – nie wiem chłopie czy coś zdziałasz, bo jest dosyć gęsta mgła.
Ale po jakimś czasie sytuacja zaczyna się poprawiać, lekki wiatr robi swoje i już około godz. 900 szwagier oddala się aby pobłyskować, a ja mogę wreszcie wywieźć zestawy.
Na pierwszym kiju bez zmian B1-rol , na drugim zakładam kulki Gulpa Berkeley, jedne z dwóch moich ulubionych smaków tej marki czyli Tuna Spice, bałwanek 20 i 16.
O godz. 1010 zrywam się z fotela słysząc jakiś świst, to mój kołowrotek, a sygnał gdzie, uuch zapomniałem włączyć syreny. Delikatnie podnoszę kij z uwagi na silny odjazd, oraz plecionki na które łowię i tylko wpatrując się w oddalający gumowy marker, którego praktycznie po chwili już nie widzę , próbuję zatrzymać rybę i nadać jej mój tok dalszych wydarzeń. Tym razem hol nie należy do łatwych, śledząc kierunek jaki wcześniej obrał sobie karp staram się cały czas podnieść go jak najbliżej lustra wody, aby w momencie kiedy będzie przechodził przez miejsca w których jeszcze nie dawno rosły grążele nie wplątał się w ich łodygi.
Całe szczęście temperatura wody (7-8oC) zrobiła swoje z florą i karp bez problemu przechodzi przez tą strefę. Z pewnością fakt, że nie używam ciężarka też w pewnym stopniu tutaj pomógł. Jeszcze trochę demonstracji siły pod brzegiem i jest w podbieraku. I dopiero wtedy widzę że rybka jest naprawdę duża. Dzwonię do szwagra że ma się zameldować na stanowisku nr 1. Razem ważymy rybę i waga po wcześniejszym tarowaniu nosidła wskazuje 18,100, jeszcze raz i wskazówka wagi zatrzymuje się na 18- tym kilogramie. Jeesss, mam jednego z kategorii ciężkich z tej wody. Jeszcze fotka w międzyczasie krótkie nagranie kamerką Gopro i rybka wraca do wody.
Wraz z upływem dnia pogoda coraz bardziej się psuje, natomiast deszcz który w zasadzie miał padać od rana wisi w powietrzu. Przed zmrokiem wywożę zestawy i zaczyna się mżawka, która chwilowo przechodzi w gruby i gęsty deszcz, poczym przerwa i tak na zmianę. W jednej z takich przerw udaje mi się złowić jeszcze jednego karpia tego dnia na kulki A1-rol , tuńczyk który zastąpił tropika. Piękny, waleczny ośmiokilowy folszuper, zwieńczył dzieło, bo jak się później okazało była to ostatnia rybka tej zasiadki .
Wraz z nadejściem intensywnego deszczu, który tak nabierał na mocy że momentami nie pozwalał spać, skończyły się brania, oraz efektowne spławy ryb.
Sobotni ranek nic nie zmienił. Wyczekując chwili ze słabszym deszczem przed południem zaczynam się zwijać. Wracam do domu mokry i zmarznięty, ale szczęśliwy z podniesioną poprzeczką na przyszły sezon.
tutaj relacja z tej zasiadki: http://karpmax.pl/blogi/mario1sz/gajdowe-w-48h-2.html