Końcówka sierpnia w moim kalendarzu była zarezerwowana na IV Gosławicki Puchar Bandit Carp, którego patronem medialnym był Karp Max. Po naszej ( wspólnie z Sebastianem ) udanej zasiadce w maju na Gosławicach odliczaliśmy dni, aby znów rozbić nasze obozowisko nad tym zacnym łowiskiem i do tego w doborowym towarzystwie. Na łowisku pojawiliśmy się dzień wcześniej, aby po obejściu wody
spotkać się na wieczornej integracji z innymi uczestnikami zawodów. Nocne rozmowy zakończyły się grubo po północy i nadszedł czas odpoczynku, bo przecież następnego dnia rozpoczynała się rywalizacja.
Środa przywitała nas słoneczną pogodą. Od rana zaczęły przyjeżdżać kolejne teamy. Powitań nie było końca. Z jednymi spotykaliśmy się gdzieś nad wodą w ostatnim roku innych nie widzieliśmy od ostatniego Pucharu Bandit Carp, a co niektórych mogliśmy poznać w realu a nie tylko na facebuku. Przyszedł czas na rejestrację, a po niej na smaczną zupę gulaszową przygotowaną przez organizatorów. Imprezę tradycyjnie poprowadził Tomek Spaszewski. Parę słów organizacyjnych powiedział opiekun łowiska Paweł, a powodzenia w zawodach i złowienia okazałych kabanków życzył szef Bandit Carp Rafał Matuszewski. No i przyszedł czas na losowanie. Seba sięga po pojemniczek iiiiiiiiiiiii mamy stanowisko nr 11.
Z mieszanymi uczuciami jedziemy na stanowisko, aby rozbić nasze obozowisko. Na pierwszy rzut poszedł ponton i sondowanie naszej części łowiska. Jak pokazała nam nasza ostatnia zasiadka na Gosławicach warto dobrze poszukać miejscówki. Po prawie dwóch godzinach stukania, oglądania i sondowania dnia wybraliśmy miejsca gdzie postawiliśmy nasze markery. Jedne na głębszej wodzie drugie na wypłyceniu. Jedne na dużym blacie inne w samym zielu. Przyszedł czas na nęcenie i na każdy marker poszły konopie, mieszanka ziaren, granulat Allera no i smakowitości Bandit Carp w postaci grubego pelletu halibutowego i kulek. Od 14 rozpoczęliśmy wywożenie zestawów i nie pozostało nam nic innego jak oczekiwanie na pierwsze branie.
Po nieco ponad dwóch godzinach mój kręcioł rozpoczął muzykę, która zawsze cieszy moje ucho i nie tylko moje, bo pewnie i wy uwielbiacie, kiedy słyszycie jak ryba robi ostrą rolkę z waszego kołowrotka. Wsiadamy do pontonu i dawaj po rybkę. Odczepiamy ziele z żyłki i po chwili widzimy kapiszona. Kilka ładnych odjazdów i Sebastian pewnym ruchem podbiera rybę. Dwa popki gruszeczki skusiły misiaka.
Przyszedł wieczór i nadzieję na kolejne brania. Niestety ani w nocy ani przez cały czwartkowy upalny dzień nie mieliśmy nawet małego pik. Kiedy w piątek rano po smacznie przespanej nocy, w której nic się nie działo obudziliśmy się zaczęliśmy zadawać sobie pytanie „Gdzie popełniliśmy błąd ?” „Czy coś robimy nie tak ?” I wtedy zaczął wiać coraz mocniej wiatr w naszą stronę i z nieba poleciały pierwsze krople deszczu.
Postanowiliśmy, że poczekamy aż przestanie padać i zelżeje wiatr, aby zrobić zmiany na naszych wędkach. I wtedy koło południa na kijaszku, który był najdalej wywieziony, a na którego końcu założone były dwie kulki pop-up mleczna kukurydza i fluo usłyszałem pojedynczy pik. Podchodzę do poda i cisza. Hangerek podjechał do przelotki i się zatrzymał. Postanowiłem poprawić hangerek a on znów podjeżdża do przelotki i stop. Myślę sobie, co u licha? Kiedy ponownie chciałem poprawić hangerek żyłeczka powolutku zaczęła schodzić z kołowrotka, a sygnałek w odstępach, co pięć sekund robił pip pip. Szybka decyzja wsiadamy do pontonu i płyniemy zobaczyć, co jest grane. Dopływając do markera po ułożeniu żyłki widzimy, że coś jest na końcu zestawu. Tradycyjne odczepianie ziela i naszym oczom ukazuje się piękny łuskacz. Myślę sobie Robert spokojnie i delikatnie załaduj go do podbieraka. Seba pięknie operuje pontonem – jeden odjazd drugi i jest – mamy go. Tradycyjnie przybita piątka i płyniemy do pomostu. Z ciekawości na szybko ważymy rybę i jest dwójka z przodu jednak na dokładną wagę czekamy do przyjazdu sędziego. Po tej rybie wstąpił w nas duch „walki”. Tym razem Tomek z wagą zaczyna objazd od naszego brzegu. Waga wytarowana, ryba do worka i wskazówka zatrzymuje się 20 kg.
Niestety tak szybko jak pojawił się wiatr tak szybko osłabł na sile. Kolejna noc bez brania i cała upalna sobota również. Jak to zawsze bywa na zawodach i ty, razem nie omieszkałem obejść łowisko dookoła przy okazji zatrzymując się na napoje chłodzące i pogaduszki u kolegów. Przy okazji pozdrowienia dla kolegów Przemka i Krzyśka z Teamu Sklep Karpiowy.pl za miła i ciekawą rozmowę przy schłodzonym napoju bogów. Została ostatnia noc i chęć złowienia, choć jeszcze jednej rybki. Około drugiej w nocy ponownie na najdalszym zestawie z kulką o smaku mlecznej kukurydzy ostry odjazd. Kij z poda w ponton i płyniemy. W świetle księżyca walczymy z rybą, która nie miała ochoty się nam pokazać. Po kilku pięknych odjazdach ląduje w podbieraku. Ryba do worka i wywózka i do spania. Niestety do końca zawodów nie mamy już brania a do tego w ferworze walki ucieka nam z pamięci zrobienie fotki z rybką złowioną w nocy. Po prawie 4 pełnych dobach pozostaje nam tylko zwinąć sprzęt i udać się na uroczyste zakończenie i wręczenie nagród.
Jak się okazuje na zakończeniu poprawiamy zeszłoroczny wynik i w ostatecznej klasyfikacji jesteśmy na 15 miejscu. Podsumowując zasiadkę to po raz kolejny Gosławice zweryfikowały nasze umiejętności i daje nam do myślenia przed następną. Po raz kolejny mamy wiele przemyśleń i pomysłów na następny wyjazd nad tą wydawałoby się łatwą wodę a zarazem bardzo trudną i chimeryczną. Zawody pokazały, że bankowe miejscówki nie zawsze dadzą duży wynik. Wielkie podziękowania dla mojego partnera Sebastiana za kolejną wspólną zasiadkę. Przez te kilka lat wspólnego karpiowania rozumiemy się już bez słów i jesteśmy jak stare dobre małżeństwo. Podziękowania dla Rafała Matuszewskiego za dostarczenie świeżutkich smakołyków Bandit Carp wprost na zawody oraz wspólne z Wojtkiem Klepką dopingowanie podczas drogi i pobytu na jednym z francuskich łowisk.
Już za kilka dni moja kolejna zasiadka na Gosławicach podczas X jubileuszowego Meetingu Carp Team Luboń. Jak zawsze możecie spodziewać się małej relacji.
I tak na zakończenie. W maju w piątek trzy sztuki plus 20 kg teraz w piątek kolejna szuka plus 20 kg, czy na następnej zasiadce piątek również okaże się dla mnie szczęśliwy ? Czas wszystko pokaże
Pozdro
Robert Leszcz Leszczyński
Bandit Carp