Każdy z nas planując wyjazd nad wodę chciałbyidealnej pogody, kompana z doświadczeniem i wielkich sztuk na macie. Niejednokrotnie nasze zamysły różnią się od rzeczywistości. Kiedy jedziemy sami i w dodatku pogoda nie zachęca do wyjścia z domu, musimy radzić sobie jak możemy.
Ostatnie dwa lata większość zasiadek spędzałem sam. Była to doskonała szkoła, która wzbogaciła mnie o wiedzę oraz nowe doświadczenia. Podczas samotnej, dwustumetrowej wywózki, podczas silnego wiatru, położenie zestawy w
danym punkcie jest bardzo trudne, czasami niemożliwe. Niektórzy powiedzą... poczekaj aż się uspokoi... ale jeżeli wieje przez 3 dni? Co wtedy?. Niektórzy stwierdzą, że zjeżdżają z łowiska, nie da się łowić. Inni twierdzą, że już nie pojadą w taką pogodę. Są też osoby, takie jak ja, które nie mają za dużo czasu na wędkowanie, więc musimy wykorzystać każdą nadarzającą się okazję, alby mieć sposobnośćzmierzyć się z cyprinusami. Niestety do takich wyjazdów należy się odpowiednio przygotować.
Podstawowym wyposażeniem jest oczywiście kamizelka ratunkowa o odpowiedniej wyporności. Jej brak w najlepszym wypadku może skutkować mandatem lub wydaleniem z łowiska, a w najgorszym przypadku może skończyć się dla nas tragicznie. Kamizelkę powinniśmy dobierać w taki sposób, aby nie krępowała naszych ruchów, powinniśmy czuć się w niej swobodnie. Aby nie zapominać o założeniu kamizelki najlepiej trzymać ją w gotowości w łodzi.
Korzystając ze środka pływającego wiem, jak ciężko położyć zostaw, kiedy wiatr obraca ponton w kierunkach, których się nie spodziewamy. W takim przypadku niezbędny jest obciążnik. W moim przypadku zarówno do łodzi jak i pontonu używam ciężarków ok 10kg,mocowanych na plecionej linie.
Przy dopływaniu na wyznaczone miejsce,odpowiednio wcześniej, rzucam cumę i żądanąodległość, do położenia zestawu,reguluję za pomocą liny przywiązanej do ciężarka.
Nie ma żadnej filozofii, żeśrodek pływający ustawia się z wiatrem, więc łatwo można wydedukować, z jakiego kierunku napłynąć. Co do odległości położenia kotwicy to sami musimy sprawdzić, gdzie zacumować, Ja robię to w taki sposób, by po położeniu zestawu, mógł się na tyle podciągnąć na linie, aby podczas wyciąganiaciężarka z wody wiatr nie zepchnął łodzi poza miejsce położeniazestawu.
Po wykonaniu tych czynności pozostaje nam tylko spłynąć do brzegu. Tylko albo aż. W takich wypadkach bardzo pomocny jest silnik, który jest bardzo przydatny, ale nie niezbędny. Bez jednostki napędowej także można skutecznie dopłynąć do naszego stanowiska, tylko trzeba się bardziej napracować. Pływanie z użyciem silnika wiąże się z prawdopodobieństwem wkręcenia innych żyłek w śrubę, ale to kwestia doświadczenia.
Aby skutecznie położyć zestaw, bardzo przydatna jest także sztyca. Oczywiście są ograniczenia wnikające z jej długości. Do 2,5-2,8m można jej z powodzeniem użyć. Wbijam przyrząd w dno i przytrzymuję ręką, drugą ręką kładę zestaw. Odpłynięcie też wymaga wprawy, ponieważ w krótkim czasie musimy odepchnąćjednostkępływającą i wyjąć sztycę, nie plącząc linki głównej.
Sztyca jest bardzo przydatna w przypadku szukania nowej miejscówki.Moją wykonałem z teleskopowej rękojeści malarskiej, dolną część uzbroiłem w drewniany trzonek, który dokładniej oddaje to, co znajduje się na dnie. Koszt wykonaniatakigoprzyrządu to max 50zł, w przypadku jak zlecimy jej wykonanie. Majsterkując sami, znacznie obniżamy koszt. W ten sposób bardzo dokładnie można przeszukać dno, zbadać jego topografię, roślinność, zawady. Po uzyskaniu wprawy jest to bardzo dobre narzędzie pracy.
Aby dokładniej przekonać się, co jest na dnie i w jego najbliższym otoczeniu można użyć tzw. tuby.
Ma ona zastosowanie tylko w płytkich miejscówkach, bardzo dobrze sprawdza się przy dokładnym kładzeniu zestawu.
W przypadku inwigilacji głębszych partii wody, do pomocy możemy użyć stukadła, echosondy lub kamery inspekcyjne. Na dostępnym rynku mamy szeroki wachlarz takiego asortymentu. Sam niejednokrotnie przekonałem się, że takisprzęt pomaga. Wykorzystanie echosondy z systemem Downvision niejednokrotnie zwiększa nasze szanse na sukces. Jeżeli jeszcze echosonda posiada nadajnik GPS i ma możliwość zapisania pozycji naszego miejsca, to zupełnie ułatwia nam łowienie np. w nocy lub na zawodach, gdzie ograniczona jest liczba używanych markerów. Sam nie posiadam takiego sprzętu, ale dzięki uprzejmości kolegów miałem możliwość jego wykorzystania i sprawdzenia nad wodą.
Szukając miejsc na głębokiej wodzie możemyużyć kolejnego gadżetu - kamery inspekcyjno- podwodnej. Ich obsługa jest bardzo prosta, ale posługiwanie się kamerą w czasie trudnych warunków pogodowych to już kwestia wprawy. Dzięki takiemu podglądowi możemy znaleźć miejsce, które normalnie byśmy od razu skreślili. Znalezienie pokruszonych muszli, lub najmniejszych oznak bytowania naszych ulubieńców, zwiększa szanse na złowienie celu naszych wypraw.
Jeżeli nie posiadamy tak zawansowanego sprzętu, z powodzeniem możemy użyć stukadła. Odpowiednie poznanie i wyczucie swojego przyrządu, pozwala na dokładną analizę tego, co znajduje się pod łodzią. Jest jeden warunek, którego musimy przestrzegać w tym wypadku – linka musi być nierozciągliwa. Sprawdzanie dna na głębokości 5-8m za pomocą „sprężyny” mija się z celem. Najtańszym dostępnym materiałem jest lina używana przez murarzy, która po zawiązaniu na niej węzłów, co 1 metr, posłuży, jako głębokościomierz. Zatem mamy dwa narzędzia w jednym.
Dla mnie bardzo ważnym aspektem jest możliwość zlokalizowania położonego zestawu oraz jego ułożenie.
W przypadku bardzo złej pogody, której nie możemy "odwołać", w celu dokładnego położenia zestawu stosuję sztywne przypony, wykonane z fluorocarbonu IQ Fluorocarbon Kordy, uzbrojone w kulki o jaskrawym zabarwieniu: np. różowe Pop Up Extasy oraz Pop UpDumbels Ananas Karela Nikla.
Może to wielu osobom wydawać się dziwne, ale umieszczając zestaw w zrośniętym łowisku przy silnie wiejącym wietrze, zastosowanie takich kulek to jedyne wyjście. Jeżeli chcę być pewny, że zestaw leży dokładnie w wyznaczonym miejscu i jeżeli chcę go zlokalizować, czy to za pomocą kamery, okularów czy tuby, to jest to najlepsze rozwiązanie. Dowodem są na to liczne filmy nakręcone o podwodnym świecie, które pokazują przewagę kulek fluo nad zwykłymi popkami.
Jaskrawa kulka jest lepiej widoczna w zmąconej wodzie, bynajmniej dla ludzkiego oka. Może to jest tzw. efekt placebo.Ze swojego doświadczenia mogę powiedzieć, że cyprinusy chyba też lepiej na nie reagują. Podczas późno jesiennych zasiadek, kiedy temperatura wody jest już bardzo niska, często stosuję kulki Karela z serii Carp Bonbons. Są to pop upy o dobrej wyporności, nasączone gęstym liqidem, który doskonale smuży w chłodnej wodzie. Przy punktowym nęceniu jest to ważny aspekt, wyznaczający drogę do stołówki.
Nie ma wielu wędkarzy wyjeżdzających w chłodzie i deszczu na karpiowe zasiadki. Nie każdy przepada za takimi klimatami. Ja jednak nie zrażam się taką pogodą. W przeciągu ostatnich dwóch lat właśnie okres jesienno - zimowo - wiosenny przyniósł mi wiele zadowolenia z holowanych ryb. Oczywiście w takich warunkach trzeba się odpowiednio zabezpieczyć przed chłodem. Żeby nie odmrozić sobie przysłowiowych 4-rech liter zaopatrzyłem się w kombinezon Tundra Trakkera. Do tego odpowiednie ocieplane buty i z powodzeniem można zmierzyć się z nieprzychylna naturą.
Niejednokrotnie siedząc przed namiotem spotykałem się z dziwnymi spojrzeniami spinningistów. Dziwili się, że ktoś może spać pod namiotem w pogodę, która nawet ich zmusza do powrotu z wypraw. Tak to już jest, każdy ma inne upodobania. Ja jednak uważam, że chłodne dniu, szybko zapadający zmrok, są dobrym okresem łowienie karpi oraz amurów. Może nie łowi się ich dużo, ale za to większe. Nie ma takiego zgiełku jak to jest w porze letniej, przy wyborze miejscówek mamy dużo więcej pola do popisu, czasami cały akwen jest dla nas dostępny. Nic tylko właściwie to wykorzystać.
Z karpiowymi pozdrowieniami
Przemysław Badyniak
Carp- World Team